Komu Kamasutra kojarzy się z pięknie wydaną i bogato ilustrowaną książką z setkami pozycji seksualnych, ten może wracać do swojego świata tęczowych kucyków. Prawdziwa Kamasutra jest bardziej rozprawą naukową o sztuce miłowania. Bez obrazków. Zapisaną w sposób koszmarny dla współczesnego odbiorcy.
A przerabianie przeze mnie wydanie, wypuszczone w świat przez Państwowy Instytut Wydawniczy jest klasycznie (jak na wszelkie książki wydawane przez PIW w latach 80. przystało) tak złożone, jakby robił to jednoręki i ślepy zwalisty drwal.
Sam traktat Watsjajany Mallanagi podzielony jest na siedem części, w których skład wchodzi od kilku do kilkunastu lekcji. I naprawdę, o samych pozycjach niewiele tu napisano. Mimo to, dla wielu to wciąż tytuł kontrowersyjny. Szczególnie dla tych, którzy w zasadzie nie mieli z nim styczności lub nadziali się na tanie podróbki, co bardziej przypominają ekskluzywne wydania pisemek porno.
Omawianie dzieło, niemal jak każda praca naukowa (tak przynajmniej ja ten twór traktuję) zaczyna się od solidnego wstępu, który bardziej skupia się na przedstawieniu kastowego społeczeństwa indyjskiego gdzieś pomiędzy I a VI wiekiem naszej ery. Omawiany jest tu także podział ludzi w oparciu o budowę ciała oraz prezentowane są podstawowe zabiegi higieniczne, pozwalające utrzymać minimum czystości. Jest nawet łopatologiczny wykład o myciu zębów.
To, co tygryski lubią najbardziej, odnajdujemy w części drugiej. O tym, co statystycznemu samcowi łazi po głowie, są raptem dwie lekcje. Zdecydowanie więcej jest o grze wstępnej (masowanie, całowanie, przygryzanie, szczypanie) czy czynnościach jakie czynić należny już po akcie. Jednak dla chcącego nic straconego. Komu zależy na czymś więcej niż tylko masturbacji z udziałem drugiej osoby, ten znajdzie tu wiele inspiracji, by przyjemnie zaskoczyć swoją drugą połowę.
W zasadzie bardziej szokujące mogą być cztery kolejne części, które traktują o zwracaniu uwagi na siebie, zdobywaniu serc innych oraz codziennym życiu w związku. Tutaj autor wprost pisał o wyższości pociągu nie do osoby a do majątku, legalnych zdradach, stosunkach homoseksualnych czy prostytucji. Żadną ujmą czy hańbą w opisywanym społeczeństwie nie są zdrady z kochankami, stosunki czysto fizyczne między kobietami, gdy któraś jest zaniedbywana przez męża albo uwodzenie tylko dla korzyści materialnych. Oczywiście tylko wtedy, gdy owe zjawiska zachodzą między członkami odpowiednich kast. W innych wypadkach efekty takich związków mogą być nieprzyjemne, o czym też słów kilka jest.
Do seksualności wracamy jeszcze na samym końcu, w części siódmej. Ta wprost mówi o afrodyzjakach, jakie stosować na kobiecie, by była uległa i wierna. Wspomina także o różnych środkach na potencję, by konar chciał zapłonąć* w odpowiedniej sytuacji. Znalazło się też nieco słów o zabawkach wszelkich i wszelakich, co pokazuje, że sztuczne penisy nie są czymś nowym.
Na koniec należy zadać pytanie, czy polecam lekturę Kamasutry innym. Tak, polecam. Ale tylko tym, którzy nie ograniczają się do tego, co wmówi im ksiądz na kazaniu czy polityk w telewizji. To jest pozycja dla osób, które na własną rękę szukają odpowiedzi na nurtujące je pytania. Osoby faktycznie zainteresowane tematem, znajdą w książce ciekawy opis społeczeństwa odmiennego, niż to, które znamy. Inni po prostu będą chcieli ją spalić i pewnie nawet nie będą wiedzieli za co.
------------
* Jak mawia hasło pewnej reklamy. Ale serio? Takie reklamy za dnia? W takich ilościach? Wg nich każdy facet jest wysportowanym impotentem, a każda kobieta grubą nimfomanką. Meh..... :/