czwartek, 10 lipca 2014

Lolita w krainie czarów

Oto Lolita. Ta od Nabokova. Ze Stanów Zjednoczonych sprzed paru dekad przenieśmy ją do Polski. Takiej współczesnej. Koniecznie zmieńmy jej imię na Alicję. Kasia też może być i za towarzysza dajmy jej...
...Aleksa, przeciętnego scenarzystę bez większych życiowych sukcesów. Cała przygoda może zacząć się od piłki i stłuczonej szyby w oknie. Bohaterów umieśćmy w mniej reprezentatywnej części Warszawy. Gdzieś po środku masowego ograniczenia umysłowego - społecznego defektu mózgu wynikającego z niewiedzy i ignorancji. Miejsce to będzie idealnym tłem dla dziwnego związku czternastolatki z trzydziestoparoletnim facetem.
Opowieść zbudujmy klasycznie, bez większych przeskoków w czasie i z perspektywy naszego pechowego bohatera. Będzie zniesmaczony światem i obojętny wobec wszystkiego. Przynajmniej do czasu, gdy spotka tytułową Alicję. Od tego momentu dodawajmy powoli zjawiska dziwne, które raczej nie dzieją się zbyt często, a ich logiczne wytłumaczenie... cóż... uznajmy za niemożliwe.
Ilość zdarzeń niemożliwych ma sprawić, by Aleks się zmieniał, myślał i w końcu solidnie zajrzał we własne wnętrze. To też zróbmy nietypowo - niech to przypomina grę rpg w pokręconym świecie fantasy, gdzie kruki gadają, a las zjada duszę człowieka, gdzie baśniowe postacie pochodzą z najstraszniejszych horrorów. Wrzućmy go do miejsca, w którym każda jego decyzja odbija się na losach innych, do mrocznej przygody zakończonej (jak to w grach bywa) walką z bossem.
Na koniec jeszcze jedna sprawa. Nie dzielmy tej historii na dwa tomy, jak wydawnictwo Red Horse. Niech książki Alicja tom 1 oraz Alicja i Ciemny Las będą po prostu Alicją, jedną książką. Tak, jak chciał autor - Jacek Piekara. Tak, jak uczynił to drugi wydawca, czyli Fabryka słów.


LOL! SWAG! Jakie YOLO!

...Dawida, typowego studenta, któremu w głowie tylko chlanie i posuwanie wszystkiego, co się rusza. Przygodę zacznijmy w wakacje na jakiejś studenckiej imprezie. Chociaż w zasadzie zacznijmy gdzieś od końca, od brutalnego zderzenia słabego chłopaka z ciężkimi butami kogoś, kto pasuje do rysopisu rosyjskiego przestępcy. Na dzień dobry zmuśmy odbiorce do zadania setek pytań z serii "ale o co cho?".
Zróbmy z tego piękną baśń z księciem, w której książę porywa księżniczkę. Pozbędziemy się jednak całej bajkowości. Mistyczną krainę zamienimy na Polskę, brudną, szarą i współczesną. Rolę księcia odegra wspomniany Dawid, doskonale zastąpi Don Kichota w zastępach błędnych rycerzy. Jest jeszcze kwestia porywanej, piętnastoletniej Kasi. Uzależnionej od gier i książek kruchej istotki, która, jak na współczesne księżniczki przystało, ma jaja większe o wielu facetów.
Ale gdzie ta dwójka mogłaby uciec? A przed siebie. Niech wyjdzie z tego historia drogi, szalonej podróży przez najdziwniejsze zakamarki polskiego społeczeństwa pełnego absurdów, uprzedzeń i bogobojnej ignorancji grubo podlanej komentarzami naszego bohatera, które delikatne nie są. Powiedzieć, że są wulgarne, to nadal spore niedopowiedzenie. Niech wszelkie przekleństwa najcięższego sortu będą jedynie wierzchołkiem góry lodowej, w której znajdziemy tony pogardy do niemal wszystkiego, ostro podlane setkami porównań do dzieł i szczyn kultury masowej, wydarzeń z ostatnich dziesięcioleci. przedziwnych fantazji rodem z Matrixa oraz wszechobecnego seksu.
To nie ma być baśń piękna. Z tego ma wyjść baśń prawdziwa, brudna, ciężka i wulgarna, jak samo życie. To ma być opowieść o miłości. Miłości nienormalnej, spaczonej, nielegalnej, karanej, będącej z początku jedynie kolejna grą na Nintento GameCube. Pod pozornym prymitywizmem powieści, czytelnicy powinni zobaczyć walkę na ziemi i w niebie przeciwko sobie samemu, o siebie, jaką toczy w swej chorej głowie główny bohater.
Prowokujmy wszystkim, nawet tytułem książki Jakuba Żulczyka. Okładka ma krzyczeć, szaleć i wmawiać swojej ofierze: Zrób mi jakąś krzywdę!
Tylko nie róbcie krzywdy samemu tekstowi, jak dotychczas. Skład (a w szczególności odstępy między wyrazami tu i tam) oka nie cieszy, jak powinien. Znajdzie się też kilka brakujących przecinków i liter. Ale niewiele... Na szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz